- Kochana Klaro. To może cię zszokować, ale wtedy, tamtego styczniowego dnia, kiedy się spotkaliśmy, nie widziałem cię po raz pierwszy w życiu. Zdecydowanie nie. Może zacznę od początku... Miałem niespełna 20 lat, kiedy przeszedłem do Skry. To była dla mnie wielka szansa, aby nauczyć się czegoś nowego i zostać jednym z najlepszych graczy w Polsce, a nawet na świecie. Podpisując kontrakt, dobrze wiedziałem, że nie będę dużo grał. I faktycznie większość czasu spędziłem na ławce. Miałem wtedy dużo czasu, żeby pooglądać różnorakie zachowanie kibiców. Niektórzy rozbawiali mnie nawet do łez, ale byłem wtedy jeszcze takim dzieckiem i nie wiedziałem do końca co to znaczy prawdziwe wsparcie kibiców. Teraz już wiem. Pamiętam, że tamtego dnia padało niesamowicie i większość ludzi na trybunach miała mokre włosy, a niektórzy nawet i ubrania. Mięliśmy grać z jednym z polskich zespołów. Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć z kim graliśmy. Na rozgrzewce przedmeczowej odbijaliśmy piłkę. Wiadomo - odbicia palcami, dołem, ataki. Nic trudnego. W końcu to była rozgrzewka. W pewnym momencie piłka wyleciała nam gdzieś za mnie. Oczywiście pobiegłem za nią aż do stolika sędziowskiego. Schyliłem się po nią i wtedy usłyszałem śmiech. Słodki, szczery śmiech. Podniosłem wzrok, by odnaleźć jego właściciela. Właśnie w tym momencie zobaczyłem ciebie - miałaś nie więcej niż 19 lat i blond włosy upięte gumką do włosów po swojej prawej stronie. Stałaś w kilkuosobowej grupce, przytulona do jakiegoś chłopaka. Blondyn, mniej więcej w twoim wieku, pół głowy wyższy od ciebie. Ty się tak uroczo śmiałaś, a on miał minę jakby chciał kogoś zabić. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Miłość od pierwszego wejrzenia? Raczej głupkowate zauroczenie. Na ziemie sprowadził mnie kolega, z którym odbijałem tę piłkę. Go też nie pamiętam. Później przez cały czas szukałem ciebie na trybunach, ale nigdzie nie mogłem znaleźć. Tak minął mi cały mecz - na znalezieniu pewnej ślicznej blondynki o niebywałym uśmiechu, której i tak nie znalazłem. Ostatnia akcja. Ostatni gwizdek i wrzawa na trybunach. To takie mało profesjonalne, gdy gra się w jednym z najlepszych klubów w Polsce, a nawet i na świecie, a nie zna się wyniku spotkania, w którym teoretycznie brało się udział. Próbowałem cię odnaleźć wśród tłumów kibiców pchających się po autografy, ale nigdzie cię nie było. Przepadłaś. Nie miałem już pomysłu, gdzie mogłabyś być. Zrezygnowany ruszyłem w stronę szatni i wtedy... Wtedy cię zobaczyłem. Siedziałaś na jednym z krzesełek, gdzieś na górze i z opuszczoną głową patrzyłaś w ekran swojego telefonu, który trzymałaś w dłoniach. Uniosłaś wzrok dopiero wtedy, gdy podszedł do ciebie tamten blondyn, do którego się tak tuliłaś. Szepnął ci coś do ucha, a ty uśmiechnęłaś się pod nosem. Po chwili schowałaś telefon do torebki przewieszonej przez twoje ramie i odpowiedziałaś coś chłopakowi, który złożył delikatny pocałunek na twoich malinowych ustach. Wstałaś, ubrałaś się i odeszłaś. Tak po prostu odeszłaś. Przez kolejne dni nie potrafiłem o tobie zapomnieć, cały czas w głowie mając w głowie twój uśmiech. Byłem zły, a nawet wściekły na siebie, że nie podszedłem do ciebie. Mijały tygodnie, później miesiące, a ja w głowie wciąż miałem ciebie. W końcu postanowiłem, że dam sobie spokój. Próbowałem ułożyć sobie życie, nie myśląc o tobie. Zacząłem spotykać się z różnymi kobietami, ale jakoś z żadną nie mogłem wytrzymać dłużej niż kilka godzin. Dopiero później zrozumiałem dlaczego - w podświadomości szukałem dziewczyny, która była posiadaczką tego cudownego uśmiechu. Znów zacząłem cię szukać w takcie każdego meczu, a nawet przed i po. Nieważne wtedy było, czy gramy u siebie, czy na wyjeździe. Ważne było, abym cię odnalazł. Nie udało mi się to. Dokładnie siedem miesięcy odkąd cię ujrzałem, odpuściłem po całości. Udało mi się zapomnieć. Całkowicie. Minęło już sporo czasu - trzy i pół roku. Śpieszyłem się na trening, ale coś mnie zatrzymało. Tym czymś byłaś ty. Zbierałaś kartki, które rozsypały się pod wpływem naszego zderzenia. Bez zastanowienia schyliłem się i pomogłem ci, a ty... ty spojrzałaś na mnie i uśmiechnęłaś się. Serce zaczęło mi być szybciej, a kiedy jeszcze się do mnie odezwałaś - stanęło. Zdążyłem się opanować i coś powiedziałem, a ty mi odpowiedziałaś. Byłem taki szczęśliwy! Znów nie mogłem przestać o tobie myśleć. Na mojej twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech. Nie myślałem o tym, że nadal nie wiem jak się nazywasz, i że najprawdopodobniej już cię nigdy więcej nie zobaczę. Cieszyłem się, że cię zobaczyłem. Potem szczęśliwy chciałem wrócić do domu, ale znów mieliśmy stłuczkę. Znów mogłem cię zobaczyć. Znów mogłem usłyszeć twój głos. A później... później było coraz lepiej. Jednak kiedy zobaczyłem cię z tym Sebastianem coś ścisnęło mnie w sercu. Jakbym ciebie tracił. Nie mogłem na to pozwolić, dlatego kiedy znajomy podpowiedział mi, że mam walczyć, nie zawahałem się. Nie chciałem niszczyć ci wtedy związku, jeżeli w nim tkwiłaś. Chciałem sprawdzić, czy mogłabyś się we mnie zakochać. Po tych wszystkich tygodniach spędzonych razem z tobą i wcześniejszym szukaniu, zdałem sobie nie dawno sprawę, że... Kocham cię panno Raczyńska. Tak po prostu kocham cię.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że ja nie należę do grona dziewczyn, które słowa "kocham cię" traktują na równi z "lubię torty". Dla mnie to jest cholernie ważne wyznanie - ciszę panującą między nimi przerwał głos blondynki.
- Wiem i powtórzę do po raz trzeci. Kocham cię Klaro Raczyńska.
*
No to witam Was gorąco! :D Trochę mnie tu nie było, ale mam wytłumaczenie! ;P Mój laptop "troszeczkę" szwankuje i cudem udało mi się wrzucić ten rozdział. -,- Niczego nie obiecuję, ale następny rozdział przewiduję od dwóch do pięciu (!) tygodni. ;(
Wasze blogi oczywiście będę starała się czytać na bieżącą, jednak nie obiecuję, że je skomentuje. Wybaczcie :(