12 kwietnia 2013

Epilog cz.2

30 czerwca 2018 roku, Warszawa

To zadziwiające jak jedna pieprzona decyzja może zaważyć na twoim szczęściu. Całe twoje przyszłe życie zależy właśnie od tego durnowatego wyboru. Niby zagubionego gdzieś pośród setek, tysięcy, milionów podobnych, a jednak tak ważnego.
A co jeśli wybierzesz źle? Albo jeżeli wcale nie ma dobrego wyboru? Co jeśli teraz masz takie pragnienia, a w przyszłości będziesz miała inne? Co jeśli myślisz, że kogoś kochasz, a jest to nieprawdą? Co jeśli decydujesz też o szczęściu innych?
Wpadłam między młot a kowadło. Byłam niczym małe dziecko, które ma wybrać dla siebie i swoich kolegów z dwóch ulubionych smaków wszystkich lodów tylko jeden. Tyle, że moja decyzja miała znacznie poważniejsze skutki.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek  małżeński? - pyta kapłan, tym samym sprowadzając mnie na ziemię.
- Chcemy - odpowiadamy chórem.
Mój przyszły mąż posyła mi uśmiech, a szczęście wręcz bije od niego na odległość. Ja aż tak bardzo się tym nie przejmuję. Nie to, że nie jestem pewna tego, co robię, ale po prostu cały czas zastanawiam się, co by było gdyby...
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej woli aż do końca życia?
- Chcemy.
Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
- Chcemy.
Wszyscy goście zaproszeni na nasz ślub zaczynają śpiewać hymn do Ducha Świętego. My podajemy sobie dłonie, które kapłan przewiązuje stułą. Następuje kulminacyjny moment ceremonii. Ten, który jeszcze kilka lat wcześniej wyobrażałam sobie zupełnie inaczej.
- Ja B... - zaczął pan młody, a ja poczułam ciepło w sercu. Czy to możliwe, żebym teraz upewniła się w swoim wyborze? - Biorę sobie Ciebie Klaro za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci.
Tak. Wydaję mi się, że to moje odczucia mówią wszystko. Nic dodać, nic ująć.
- Ja Klara - teraz to ja mówię, choć z trudem, bo łzy, które zaczęły płynąć po moich policzkach i ściśnięte gardło przez nie, skutecznie mi to uniemożliwiają. - Biorę sobie Ciebie B... za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci.
Ksiądz coś tam jeszcze mówi, ale ja tego nie słyszę, bo wpatruję się w oczy już teraz mojego męża. Cały świat przestał dla mnie istnieć. Uśmiecham się do niego słodko i wracam duchem z powrotem przed ołtarz, kiedy chłopak chce nałożyć mi obrączkę na palec.
- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - mówi, wsuwając mi pierścionek.
- Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - teraz to ja zabieram głos i czynię to samo, co wcześniej zrobił już mój mąż.
Czy jestem szczęśliwa? Chyba tak. Czy Majka jest szczęśliwa?
Spoglądam w jej stronę i widzę jak uradowana siedzi między Sebastianem a jego narzeczoną Anią. Śmieje się, szczerzy i podskakuje, nie mogąc usiedzieć w miejscu, a kiedy zauważa, że na nią patrzę macha do mnie.
Nie wiem co dzieje się w jej małej główce, ale jest dla mnie najważniejszą osobą. To ze względu na nią podejmuję większość decyzji. Jej dobro jest u mnie priorytetem.
Znowu spojrzałam na mężczyznę stojącego przede mną. Tak mój kochany, teraz jesteśmy małżeństwem i się mnie nie pozbędziesz, miałam ochotę powiedzieć, ale jedynie uśmiechnęłam się promiennie do niego. On zrobił to samo, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.

Stałam oparta o drewnianą balustradę na werandzie wynajętego przez mojego męża lokalu i patrzyłam na zachodzące słońce, które odbijało się o taflę jeziora. Piękne miejsce na wesele, jednak kilka lat temu wyobrażałam je sobie inaczej.
Chciałam mieć skromny ślub z niewielką liczbą gości. Tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, delikatna suknia ślubna bez przesadnej ilości ozdób, impreza w małym miasteczku, najlepiej gdzieś na świeżym powietrzu. Dzisiaj z moich marzeń mam jedynie suknie ślubną i fryzurę.
Z racji mojej pozycji w pracy, a także pozycji mojego męża zaprosiliśmy kilku znanych nie tylko nam, ale i światu osób. Jest mnóstwo kwiatów i balonów, jedzenia i picia i... ogólnie wszystkiego! To nie jest skromny ślub, ale i tak jest cudowny... Lepszego nie mogłabym zaplanować.
Poczułam jak balustrada ugina się  delikatnie pod ciężarem drugiej osoby. Spojrzał w lewo. Obok mnie stał Bartek w czarnym dopasowanym smokingu i spoglądałam na mnie z nieśmiałym uśmiechem i dyszał niespokojnie.
- Przed kim tym razem uciekałeś? - zapytałam, poruszając znacząco brwiami.
Dzisiejszego wieczoru siatkarz był rozchwytywany przez wszystkie kobiety. Kiedy z nimi tańczył zazwyczaj szczerzyły się do niego, żeby najwidoczniej go poderwać, a on za każdym razem przed nimi uciekał.
- Majka - odpowiedział.
Spojrzałam na niego wzrokiem a'la "Chodzi ci o naszą córkę?", na co Bartek zaśmiał się i skinął głową.
- Jest taką żywą dziewczyną, a ma dopiero sześć lat! - załamał ręce.
- Pięć i pół - poprawiłam go, uśmiechając się szerzej.
- Wychowałaś uciążliwego aniołka, któremu nigdy nie brak energii.
- Oj, przepraszam! - odsunęłam się od barierki i podniosłam ręce w geście obronnym. - Zanim poznała ciebie była tylko aniołkiem!
Parsknęliśmy śmiechem. Nasza córka faktycznie posiadała niezliczone pokłady energii, ale na pewno nie po mnie. Ja uwielbiałam spać i leniuchować, a ona wolała pograć w piłkę na dworze z kolegami. Rodzice Bartka już wróżyli jej karierę sportowca.
- Pytała się, czy zabiorę ją na Mistrzostwa Świata - odezwał się po krótkiej chwili, dość niepewnym tonem.
- To fajny pomysł. Mogłabym napisać artykuły i przeprowadzić kilka wywiadów...
- Nawet na własnym weselu myślisz o pracy! - zaśmiał się.
- Oj tam, zaraz o pracy - powiedziałam.
Bartek wbił we mnie wzrok, a jego twarz spoważniała. Patrzył teraz w moje oczy i myślał o czymś...
- Kocham cię - w końcu powiedział, a ja zamarłam.
- Bartek... - nie na moim ślubie, chciałam dodać, ale się powstrzymałam.
Siatkarz doskonale wiedział, co myślę na ten temat. Tyle razy już z nim rozmawiałam...
- Wiem, przepraszam - speszył się i schował twarz w dłoniach, odrywając ode mnie wzrok.
Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu w geście współczucia.
- Ty też na pewno spotkasz odpowiednią osobę i będziesz szczęśliwy - próbowałam jakoś go pocieszyć, niestety z marnym skutkiem.
- Już ją spotkałem, Klaro - odpowiedział, spoglądając na mnie. - Stoi po mojej prawej stronie ubrana w piękną suknię ślubną i z obrączką na palcu, której ja nie mam...
Już miałam coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy za sobą głos Bruno.
- Kochanie? - powiedział lekko zaniepokojony. Oboje z Bartkiem spojrzeliśmy w jego kierunku. - Zatańczymy? - zapytał i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Pewnie... - odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech.
Kochałam zarówno Bruno, jak i Kurka. Czy to możliwe? Najwidoczniej tak. Jednak musiałam wybrać, co z dalej z moim życiem, co dalej z życiem Majki?
Spędziłam wiele nocy łkając w poduszkę, czy też spacerując po zatłoczonych ulicach Warszawy. Serce podpowiadało mi wtedy, że mam wybrać Bartka, a rozum, że Kamińskiego. I jak tutaj wybrać?
W disneyowskich bajkach księżniczki, czy też ukochane książąt zawsze kierują się głosem serca, ale czy to oznacza, że kiedy posłucha się rozumu, będzie się nieszczęśliwym? Nawet jeżeli się tego kogoś kocha? Bardzo mocno?
Odwróciłam się w stronę siatkarza i posłałam mu lekki uśmiech.
- Na pewno kiedyś spotkasz tę jedyną i nie będę nie ja - odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku mojego męża.
Właśnie, mojego męża. Oby to nie był błąd...

"Wystarczy jeden moment, aby Twoje życie uległo całkowitej zmianie...
Tylko jedna chwila i już nic nie jest takie, jakie było...
Całe życie przewraca się do góry nogami...
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie Ty decydujesz...
Nie od Ciebie zależy czy to, co się stanie jest dobre, czy złe..."

*
Tak jak obiecałam, dodałam w weekend, z czego się niezmiernie cieszę. Mam nadzieję, że nie zbesztacie mnie za zakończenie, ale... takie było planowane od początku, już kiedy narodził się pomysł na tę historię.
Powiem krótko... Zżyłam się z tą historią i zżyłam się z Wami. Pamiętam jak w październiku, listopadzie i grudniu całe swoje wolne dni spędzała, aby napisać coś dla Was. Coś tam z siebie wydusić. Czy wyszło z tego coś pozytywnego? Oceńcie same.
Ja osobiście wybrałabym Bruno. Jak dla mnie Bartek zbyt bardzo skrzywdził Klarę, a ta najzwyczajniej nie potrafiła mu tego wybaczyć. Może bała się, że to się powtórzy? ;> Nie wiem :D

Mam do Was taką jedną prośbę. Chciałabym (i to bardzo), by każda osoba, która czytała to opowiadanie dodała komentarz pod tym postem. Może być anonimowy, nie ma problemu :D
Jeżeli nie wiecie, co napisać, możecie po prostu podzielić się ze mną uwagami... Co Wam się podobało, co nie. Jaki fragment jest Waszym ulubionym... 
Będę Wam bardzo wdzięczna ;)

Zachęcam także do odwiedzania mojego drugiego opowiadania: Love's Lookin' Good On You, na którym niedługo powinna się pojawić nowa notka.

Jeszcze raz dziękuję, że byłyście przez ten cały czas ze mną i mam nadzieję, że spełnicie moją prośbę. 

Żegnam się z Wami na tym blogu ;)
Pozdrawiam, kiwucha

PS Cytat z pierwszego rozdziału, który (o dziwo) bardzo mi się spodobał :D Na tyle, że zmusił mnie do zastanowienia nad życiem. Dziwne, że ja to napisałam o.O