31 stycznia 2013

13. Echo


- Kochana Klaro. To może cię zszokować, ale wtedy, tamtego styczniowego dnia, kiedy się spotkaliśmy, nie widziałem cię po raz pierwszy w życiu. Zdecydowanie nie. Może zacznę od początku... Miałem niespełna 20 lat, kiedy przeszedłem do Skry. To była dla mnie wielka szansa, aby nauczyć się czegoś nowego i zostać jednym z najlepszych graczy w Polsce, a nawet na świecie. Podpisując kontrakt, dobrze wiedziałem, że nie będę dużo grał. I faktycznie większość czasu spędziłem na ławce. Miałem wtedy dużo czasu, żeby pooglądać różnorakie zachowanie kibiców. Niektórzy rozbawiali mnie nawet do łez, ale byłem wtedy jeszcze takim dzieckiem i nie wiedziałem do końca co to znaczy prawdziwe wsparcie kibiców. Teraz już wiem. Pamiętam, że tamtego dnia padało niesamowicie i większość ludzi na trybunach miała mokre włosy, a niektórzy nawet i ubrania. Mięliśmy grać z jednym z polskich zespołów. Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć z kim graliśmy. Na rozgrzewce przedmeczowej odbijaliśmy piłkę. Wiadomo - odbicia palcami, dołem, ataki. Nic trudnego. W końcu to była rozgrzewka. W pewnym momencie piłka wyleciała nam gdzieś za mnie. Oczywiście pobiegłem za nią aż do stolika sędziowskiego. Schyliłem się po nią i wtedy usłyszałem śmiech. Słodki, szczery śmiech. Podniosłem wzrok, by odnaleźć jego właściciela. Właśnie w tym momencie zobaczyłem ciebie - miałaś nie więcej niż 19 lat i blond włosy upięte gumką do włosów po swojej prawej stronie. Stałaś w kilkuosobowej grupce, przytulona do jakiegoś chłopaka. Blondyn, mniej więcej w twoim wieku, pół głowy wyższy od ciebie. Ty się tak uroczo śmiałaś, a on miał minę jakby chciał kogoś zabić. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Miłość od pierwszego wejrzenia? Raczej głupkowate zauroczenie. Na ziemie sprowadził mnie kolega, z którym odbijałem tę piłkę. Go też nie pamiętam. Później przez cały czas szukałem ciebie na trybunach, ale nigdzie nie mogłem znaleźć. Tak minął mi cały mecz - na znalezieniu pewnej ślicznej blondynki o niebywałym uśmiechu, której i tak nie znalazłem. Ostatnia akcja. Ostatni gwizdek i wrzawa na trybunach. To takie mało profesjonalne, gdy gra się w jednym z najlepszych klubów w Polsce, a nawet i na świecie, a nie zna się wyniku spotkania, w którym teoretycznie brało się udział. Próbowałem cię odnaleźć wśród tłumów kibiców pchających się  po autografy, ale nigdzie cię nie było. Przepadłaś. Nie miałem już pomysłu, gdzie mogłabyś być. Zrezygnowany ruszyłem w stronę szatni i wtedy... Wtedy cię zobaczyłem. Siedziałaś na jednym z krzesełek, gdzieś na górze i z opuszczoną głową patrzyłaś w ekran swojego telefonu, który trzymałaś w dłoniach. Uniosłaś wzrok dopiero wtedy, gdy podszedł do ciebie tamten blondyn, do którego się tak tuliłaś. Szepnął ci coś do ucha, a ty uśmiechnęłaś się  pod nosem. Po chwili schowałaś telefon do torebki przewieszonej przez twoje ramie i odpowiedziałaś coś chłopakowi, który złożył delikatny pocałunek na twoich malinowych ustach. Wstałaś, ubrałaś się i odeszłaś. Tak po prostu odeszłaś. Przez kolejne dni nie potrafiłem o tobie zapomnieć, cały czas w głowie mając w głowie twój uśmiech. Byłem zły, a nawet wściekły na siebie, że nie podszedłem do ciebie. Mijały tygodnie, później miesiące, a ja w głowie wciąż miałem ciebie. W końcu postanowiłem, że dam sobie spokój. Próbowałem ułożyć sobie życie, nie myśląc o tobie. Zacząłem spotykać się z różnymi kobietami, ale jakoś z żadną nie mogłem wytrzymać dłużej niż kilka godzin. Dopiero później zrozumiałem dlaczego - w podświadomości szukałem dziewczyny, która była posiadaczką tego cudownego uśmiechu. Znów zacząłem cię szukać w takcie każdego meczu, a nawet przed i po. Nieważne wtedy było, czy gramy u siebie, czy na wyjeździe. Ważne było, abym cię odnalazł. Nie udało mi się to. Dokładnie siedem miesięcy odkąd cię ujrzałem, odpuściłem po całości. Udało mi się zapomnieć. Całkowicie. Minęło już sporo czasu - trzy i pół roku. Śpieszyłem się na trening, ale coś mnie zatrzymało. Tym czymś byłaś ty. Zbierałaś kartki, które rozsypały się pod wpływem naszego zderzenia. Bez zastanowienia schyliłem się i pomogłem ci, a ty... ty spojrzałaś na mnie i uśmiechnęłaś się. Serce zaczęło mi być szybciej, a kiedy jeszcze się do mnie odezwałaś - stanęło. Zdążyłem się opanować i coś powiedziałem, a ty mi odpowiedziałaś. Byłem taki szczęśliwy! Znów nie mogłem przestać o tobie myśleć. Na mojej twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech. Nie myślałem o tym, że nadal nie wiem jak się nazywasz, i że najprawdopodobniej już cię nigdy więcej nie zobaczę. Cieszyłem się, że cię zobaczyłem. Potem szczęśliwy chciałem wrócić do domu, ale znów mieliśmy stłuczkę. Znów mogłem cię zobaczyć. Znów mogłem usłyszeć twój głos. A później... później było coraz lepiej. Jednak kiedy zobaczyłem cię z tym Sebastianem coś ścisnęło mnie w sercu. Jakbym ciebie tracił. Nie mogłem na to pozwolić, dlatego kiedy znajomy podpowiedział mi, że mam walczyć, nie zawahałem się. Nie chciałem niszczyć ci wtedy związku, jeżeli w nim tkwiłaś. Chciałem sprawdzić, czy mogłabyś się we mnie zakochać. Po tych wszystkich tygodniach spędzonych razem z tobą i wcześniejszym szukaniu, zdałem sobie nie dawno sprawę, że... Kocham cię panno Raczyńska. Tak po prostu kocham cię.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że ja nie należę do grona dziewczyn, które słowa "kocham cię" traktują na równi z "lubię torty". Dla mnie to jest cholernie ważne wyznanie - ciszę panującą między nimi przerwał głos blondynki.
- Wiem i powtórzę do po raz trzeci. Kocham cię Klaro Raczyńska.
*
No to witam Was gorąco! :D Trochę mnie tu nie było, ale mam wytłumaczenie! ;P Mój laptop "troszeczkę" szwankuje i cudem udało mi się wrzucić ten rozdział. -,- Niczego nie obiecuję, ale następny rozdział przewiduję od dwóch do pięciu (!) tygodni. ;( 
Wasze blogi oczywiście będę starała się czytać na bieżącą, jednak nie obiecuję, że je skomentuje. Wybaczcie :(

19 stycznia 2013

12. Your Song


- Minął już ponad tydzień!! Klara, nie rozumiesz co to znaczy?! Jemu zależy tylko na seksie!! - usłyszała w słuchawce głos swojego przyjaciela. Doskonale wiedziała, że nie przepadał za jej... "chłopakiem". Twierdził, że strasznie gwiazdorzy, że nie traktuje niczego prócz siatkówki poważnie, że tylko traci czas angażując się w ten pseudo-związek z nim...
- A może potrzebuje czasu, żeby się otworzyć?
- Nie broń go - rzucił surowym tonem.
- Wcale go nie bronię! - blondynka próbowała się bronić.
- Klara, proszę cię, daruj sobie. Zbyt dobrze cię znam.
- W takim razie co proponujesz? - zapytała zrezygnowana dziewczyna. W głębi duszy miała nadzieję, że Sebastian zaakceptuje jakoś Bartka, a nie cały czas będzie jej wmawiał, że ma z nim skończyć. 
- Powiedz mu, że nie chcesz tracić czasu na takiego bałwana jak on i odejdź - odpowiedział Sebastian dużo milszym i spokojniejszym tonem. 
- Wiesz co? - teraz to studentka traciła cierpliwość.
- Co? 
- Miałeś mi pomóc, a ty... Wypchaj się - dziewczyna nacisnęła czerwoną słuchawkę, niezbyt miło kończąc rozmowę ze swoim przyjacielem.
Była zła na Sebastiana, który tylko próbował zniszczyć jej związek. Fakt, może nie był on idealny, ale to od razu nie oznacza, że trzeba go zakończyć. Uważała, że takie podejście posiadają ludzie rozpieszczeni. Tacy, którzy, żeby coś dostać nie muszą na to zapracować. Tacy, którzy pozbywają się danych rzeczy, gdy ta im się znudzi. Tacy, którzy, żeby zagłuszyć swoje wewnętrzne emocje kupują sobie jakiś bezużyteczny gadżet.
Dziwiło ją takie podejście Sebastiana. W końcu jego mama zawsze im powtarzała: "Kiedy coś się popsuło trzeba spróbować to naprawić, a nie wyrzucać do kosza".
Blondynka na początku rozumiała te słowa dosłownie i naprawiała tylko przedmioty. Czasami Sebastian wypominał jej jak przez dwa tygodnie chodziła z jednym butem całkowicie owiniętym taśmą klejącą. Powód? Odklejona podeszwa.
Dopiero w gimnazjum zrozumiała potajemny przekaz tych słów. Zaczęła stosować się do tego w życiu codziennym. Tak pozostało do dziś.

W duchu dziękował Klarze, że akurat dzisiejszego dnia poprosiła go, aby podwiózł ją do pracy. Nawrocki zafundował im tak ciężki trening na siłowni, że pieszo do domu by nie wrócił.
W drodze powrotnej zdążył jeszcze zamówić bukiet róż dla blondynki, które jej wręczy, kiedy będzie odwozić dziewczynę do domu. Kupił też butelkę whisky specjalnie dla trenera, żeby go udobruchać. Miał nadzieję, że w ten sposób pozwoli on wyjść dzisiaj wieczorem zarówno jemu jak i Klarze.
Wykończony dzisiejszym treningiem leniwie spakował swoją torbę. Ustawił ją przy drzwiach wyjściowy, żeby móc potem szybko ją spakować do auta i przeszedł do salonu, gdzie wygodnie usadowił się na swojej kanapie. Odwrócił się do tyłu, by spojrzeć na godzinę. 13:45.
- Naprawdę?! Jaja se ze mnie robisz?! - po mieszkaniu rozległ się wściekły głos siatkarza, który... chyba mówił właśnie do zegara.
Sportowiec wstał z kanapy, na której dopiero co usiadł, poszedł na korytarz, by tam wsunąć na nogi buty, a na siebie zarzucić kurtkę i wyszedł z mieszkania ówcześnie zabierając ze sobą torbę.
Dojechał w niecałe 10 minut. Szybko załatwił sprawę z trenerem, który stwierdził, że ostatnio bardzo się zmienił i to na lepsze. Dodał jeszcze, że nie wie czego lub kogo to sprawka, ale ma nadzieje, że to się nie zmieni. Bartek jedynie uśmiechnął się na te słowa i wyszedł z pokoju.
Zaszył się w swoim samochodzie, gdzie trzymając w dłoniach wielki bukiet kwiatów, oczekiwał blondynki. Po chwili drzwi się otworzyły i na miejscu pasażera zasiadła studentka. Lekko naburmuszona zatrzasnęła drzwi i odwróciła twarz na lewo, by złożyć pocałunek na policzku Bartka, jednak przed jej oczami ukazał się wielki bukiet czerwonych róż.
- Najlepszego z okazji walentynek - powiedział niezwykle uwodzicielsko i skradł delikatnego buziaka Klarze.
- Pamiętałeś jaki dziś dzień? - zdziwiona dziewczyna przyjęła bukiet kwiatów, po czym spojrzała na sportowca zszokowanym wzrokiem.
- No pewnie! Jak mógłbym zapomnieć - odpowiedział siatkarz i skradł kolejnego całusa blondynce. Z uśmiechem na twarzy dopowiedział jeszcze, że już ten wieczór ma zarezerwowany i odpalił swój samochód, ruszając z parkingu hali "Energia".

Tyły w autobusie zajmowane były przez największych luzaków w klubie. Wśród nich po raz pierwszy zasiadła panna Raczyńska, zajmując miejsce na samym końcu pojazdu między cały czas robiącym żarty Winiarskim, a wiecznie spokojnym Możdżonkiem.
- No to panowie... i Kala, macie może karty - zapytał, a dziewczyna razem z Bartkiem i jeszcze kilkoma siatkarzami wybuchli śmiechem.
- To jest Klara, pacanie - odpowiedział Michał W., kiedy wszyscy trochę się uspokoili.
- Ojć! Wybacz - zerknął przepraszająco w stronę blondynki.
- Nie ma sprawy - powiedziała miłym tonem studentka i sięgnęła po swoją torebkę, która walała się gdzieś pod jej nogami. - Ja chyba mam karty - dodała, przeszukując swoją torbę. Sporo miejsca zajmował jej zeszyt formaty A4 z miękką okładką, więc wyjęła go i podała pierwszemu lepszemu chłopakowi. Akurat trafiło na Kurka.
- Co to jest? - zapytał, przekartkowując zeszyt.
- Takie tam... Jak mi się nudzi to piszę sobie w nim jakieś bzdety, albo po prostu rysuje - odpowiedziała beznamiętnie, nadal szukając kart. - Chcesz sobie popisać?
- A masz może długopis? - po autobusie rozległ się głos Bartka, w którym dało się usłyszeć szczyptę nadziei.

Po czasie spędzonym w jednej z bydgoskich pizzerii wybrali się na długi spacer po mieście. Zmęczeni ciągłym chodzeniem, usiedli na jednej z ławek w miejskim parku, gdzie uspokoiwszy śmiech, siatkarz wyjął z kieszeni kurtki kartkę złożoną kilka razy na pół i podał ją dziewczynie.
- Co to jest? - zapytała zupełnie zdziwiona.
- Długo zastanawiałem się co mam zrobić z tobą... z nami. I w autobusie przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Gdybym miał ci to powiedzieć osobiście - spękałbym, więc...
- Więc to napisałeś? - na jej słowa sportowiec kiwną twierdząco głową.
- Oooo... To takie słodkie - stwierdziła blondynka i złożyła na ustach chłopaka delikatny pocałunek. Rozłożyła kartkę i już miała zacząć czytać na głos, kiedy uśmiechnęła się nieśmiało pod nosem i spojrzała na olbrzyma. - Ty przeczytaj.
- Na pewno? - zapytał siatkarz, na co dziewczyna szerzej się uśmiechnęła. Siatkarz odchrząknąwszy, zaczął głośno czytać słowa zapisane na kartce. - Kochana Klaro. To może cię zszokować, ale wtedy, tamtego styczniowego dnia, kiedy się spotkaliśmy nie widziałem cię po raz pierwszy w życiu...
*
Witam Was po raz pierwszy tutaj w tym nowym roku! :D Zważywszy na to, że jest już prawie 20 stycznia to trochę czasu minęło ^^ ;]
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu, a ciąg dalszy listu... być może już w przyszłym tygodniu! :D (Nie podam Wam dokładnej daty, dlatego, że piszę na bieżącą i nie wiem jak się wyrobię).

Przepraszam za błędy i zapraszam do komentowania! ;D

PS Zapraszam też Was serdecznie na 2. rozdział na blogu Love's Lookin' Good On You ;)